Wieczorną porą wychodzę
na brzeg dnia sieci stawiać
rozpinam je pracowicie dłonią
chytrze wybierając moment
Kiedy słońce ześlizguje się
z krawędzi horyzontu
w nocny cień i sen codzienny
żeby złapać jego promienie
Trzepoczą w moich rękach
jak tęczowe ryby latające
świecąc i rzucając cienie
kładące się na mnie i tobie
Przynoszę je do domu szybko
żeby swym blaskiem oświetlić
twoją twarz i postać kiedy będę
na ciebie zastawiał sieć i łowił
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz